Zgodnie z historyczną tradycją, Zakon wyprasza wstawiennictwa swoich patronów, którzy poprzez  swoje czyny, nauki, siłę moralną i działalność charytatywną oraz święte życie niezmiennie pozostają źródłem inspiracji i przykładem, a mianowicie:

Jezus dokonuje wielkiego cudu. Stając nad grobem, woła: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” Łazarz na głos Pana wstaje i wychodzi z grobu, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz zawiniętą chustą (J 11,1-44).

17 grudnia, u progu ostatniego tygodnia Adwentu, dzielącego nas od świąt Bożego Narodzenia, Kościół czci i wspomina świętego Łazarza. Postać to niezwykła i zupełnie wyjątkowa. To właśnie nad jego grobem płacze Chrystus. To właśnie on jest żywym świadectwem Bożej chwały i mocy, potężnego cudu wskrzeszenia z martwych, który ma przekonać nawet najbardziej zatwardziałych, o mesjańskim posłannictwie Jezusa. To właśnie u niego, w gościnnej Betanii, na sześć dni przed Paschą, spożywa Zbawiciel swą pożegnalną ucztę, podczas której zostaje namaszczony na dzień swego pogrzebu. Kim więc był Łazarz z Betanii?

Ewangeliczna scena wskrzeszenia Łazarza jest jedną z najwspanialszych, najpiękniejszych i najbardziej poruszających w całym Piśmie Świętym. „Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz” (J 11,3) – wiadomość tej treści dociera do Jezusa. „Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić” (J 11,11) – mówi Chrystus do apostołów, wybierając się w podróż do Betanii. Kiedy tam przybywa, Łazarz spoczywa już od czterech dni w grobie. Gdy Jezus, okazując głębokie wzruszenie (J 11,38) „zapłakał” nad grobem przyjaciela, Żydzi rzekli: „Oto jak go miłował! (J 11,36). Chrystus każe usunąć kamień i woła donośnym głosem: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” (J 11,43). I Łazarz wychodzi, przywrócony do życia, odrodzony, wskrzeszony z martwych. Wielu spośród Żydów będących naocznymi świadkami cudu zmartwchwskrzeszenia Łazarza, uwierzyło w Chrystusa (J 11,45). Jednak dla zatwardziałych, żydowskich przywódców ludu, których nic nie było w stanie doprowadzić do nawrócenia, to wydarzenie jest momentem przełomowym i decydującym w procesie podejmowania przez nich przerażającej decyzji dokonania zbrodni Bogobójstwa. Ale teraz i Łazarz, będący bardzo niewygodnym, żywym świadectwem Boskiej mocy Chrystusa, staje się dla nich zawadą, której należy się pozbyć. Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza (J 12,10).

Kim jednak był Łazarz, przyjaciel Jezusa, tak bardzo przez Niego umiłowany? Jego imię – Łazarz (hebrajskieEl`azar; łacińskie Lazaros), które przetłumaczyć można jako „Ten, któremu Bóg pomaga”, pięknie oddaje prawdę o życiu wskrzeszonego z Betanii. Otrzymał on od Boga szczególnie dużo, otrzymał od Niego wszystko, ale i wszystko Mu oddał. Bł. Anna Katarzyna Emmerich opisując swą mistyczną wizję Wniebowstąpienia, zauważa, że na chwilę przed odejściem do Królestwa Niebieskiego, by tam zasiąść po prawicy Ojca, Jezusnajczulej żegnał się z Łazarzem. Postać Łazarza jest wspaniałym przykładem tego, jak powinniśmy kształtować naszą przyjaźń z Chrystusem, którą musimy uczynić najwyższym celem całego życia.

Obraz tej szczególnej relacji Łazarza i Chrystusa, zasygnalizowany jedynie w Ewangelii św. Jana, Bóg zechciał przed nami odsłonić w sposób wyjątkowo piękny i porywający za pośrednictwem objawień, udzielonych włoskiej mistyczce z XX wieku, Marii Valtorcie. To właśnie na kartach spisanego przez nią Poematu Boga-Człowieka śledzić możemy dzieje tej niezwykłej, zachwycającej przyjaźni Jezusa i Łazarza, przyjaźni i to dosłownie – na śmierć i życie.

Łazarz jest człowiekiem bardzo zamożnym, najprawdopodobniej najbogatszym w całej Judei. Odziedziczył po ojcu – Teofilu, ogromny majątek, jest właścicielem znacznej części Jerozolimy oraz licznych posiadłości, domów, zamków, winnic, ogrodów, sadów oliwnych. Potężny i wpływowy, cieszący się względami Rzymu, poważany przez Namiestnika. Ale jest też zarazem człowiekiem dobrym, sprawiedliwym, cieszącym się ludzkim szacunkiem. Emmerich odnotowuje: Wszędzie poważają i szanują bardzo Łazarza, jako człowieka bogatego, pobożnego i mądrego. Zachowaniem swym wyróżnia się on szczególnie od innych ludzi. Zewnętrzny szacunek, powodowani jego wysoką pozycją społeczną, okazują mu również faryzeusze, którzy jednak w głębi duszy pogardzają nim, spluwając za nim i strzepując pył z ubrań, gdy ich minie na drodze. Nazywają go „wspólnikiem cudzołożnicy”. To największe cierpienie Łazarza, przy którym to fizyczne (poważnie choruje na nogi), wydaje się być zwykłą igraszką. Oto jego najmłodsza siostra – Maria z Magdali (Emmerich wylicza dokładnie, że była ona młodsza od brata o 9 lat), prowadzi grzeszne życie nierządnicy. Z jej powodu spada na rodzinę cały ogrom cierpienia, doznanej wzgardy od ludzi, choć przecież w znacznym stopniu skrywanej z powodu znakomitości tego rodu. Eucheria, matka Łazarza, poważana przez wszystkich, umiera z bólu, jej serce nie wytrzymuje ciosu zadanego jej przez córkę. Łazarz, wraz ze starszą z sióstr – Martą (która z powodu sposobu życia Marii Magdaleny została poświęcona Bogu, gdyż nikt nie poślubiłby siostry nierządnicy) opuszcza Jerozolimę i wycofuje się do swej posiadłości w Betanii, by uniknąć narażenia siebie i Marty na doznawanie zniewag. Tam znajduje ukojenie jedynie w rozważaniu świętych żydowskich ksiąg (choć będąc świadomym uczestnikiem kultury, pośród której żyje, czyta też dzieła filozofów pogańskich) i kontemplowaniu piękna natury.

I to właśnie w Betanii Łazarz po raz pierwszy spotyka Jezusa. Przyprowadza Go do niego, jego przyjaciel, będący apostołem Chrystusa – Szymon Zelota, który wcześniej opowiada Łazarzowi o Jezusie. Brat Marii i Marty od początku wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, posłanym przez Ojca Zbawicielem, i w tej wierze wytrwa już do końca. Piękna jest scena pierwszego powitania Jezusa i Łazarza w Betanii, przekazana nam przez Boga za pośrednictwem Valtorty: „Łazarz, szczupły i blady – jakim go zawsze widziałam – z krótko przyciętymi włosami, rzadkimi i prostymi, zgolonymi przy samej brodzie. Ubrany w śnieżnobiały len. Idzie z trudem, jak ktoś, kogo bolą nogi. Kiedy dostrzega Szymona, wita go serdecznie, potem, na ile może, biegnie ku Jezusowi i rzuca Mu się do kolan, schylając się do ziemi i całując brzeg Jego szat. Mówi: – Nie jestem godzien takiego zaszczytu. Ale ponieważ Twoja świętość zniżyła się do mojej nędzy, przyjdź, mój Panie, wejdź i bądź panem w moim biednym domu.» – Wstań, przyjacielu, przyjmij Mój pokój. Łazarz wstaje, całuje ręce Jezusa i patrzy na Niego z szacunkiem i zaciekawieniem. Idą w kierunku domu. – Jakże na Ciebie czekałem, Nauczycielu! Każdego ranka, o świcie, mówiłem sobie: ‘To dziś przyjdzie’. A każdego wieczoru, mówiłem: ‘Znowu dziś nie przyszedł!’

Przez 3 lata publicznej działalności Chrystusa, Łazarz będzie zawsze gotów do niesienia Mu pomocy, udzielając ze swych dóbr, wspierając, towarzysząc swą wierną przyjaźnią, czekając na Niego nieustannie z sercem otwartym i pragnącym wypełniać wolę Bożą. Betania będzie zawsze dla Jezusa i Jego uczniów miejscem bardzo gościnnym, dającym schronienie, zapewniającym bezpieczeństwo, obdarowującym miłością. Tu, pod opiekuńczymi skrzydłami Łazarza znajdą oni zawsze to, czego tak często odmawiał im świat.

Jezus wie o największym cierpieniu Łazarza, którym jest Maria Magdalena. Łazarz bardzo mocno kocha swą marnotrawną siostrę i niewymownie boleje nad jej upadkiem. A dostępując od Chrystusa obietnicy jej nawrócenia, cały składa się w ofierze, by wydobyć zagubioną duszę Marii z błota grzechu. To właśnie on, wraz z Martą, poprzez swą nieustanną modlitwę i ofiarę, niestrudzenie współpracuje ze Zbawicielem w procesie nawrócenia Magdaleny. Łazarz poświęca i ofiaruje w tej intencji całe swoje życie, wraz ze wszystkimi cierpieniami duchowymi i cielesnymi, również tymi spowodowanymi znoszeniem niesłychanych boleści choroby gnilnej nóg. Najprawdopodobniej, co pozostaje wielką tajemnicą Bożej ekonomii odkupienia ludzkich dusz, jego ciężka choroba, udręka umierania, gdy Jezusa nie ma przy jego łożu boleści, a także sama śmierć i pozostawanie w grobie są tymi ofiarami, których potrzeba było również po to, by wielką grzesznicę przyprowadzić do Chrystusa oraz za to nawrócenie podziękować i wynagrodzić. I Pan przyjmuje tę wielką ofiarę swojego umiłowanego przyjaciela z Betanii. Maria Magdalena zostaje całkowicie przemieniona miłosierną miłością Zbawiciela. Zostanie potem jedną z najwierniejszych Jego uczennic, wyznawczyń, jedną z najwspanialszych świętych w całej historii ludzkości. A cud wskrzeszenia duszy jawnogrzesznicy jest cudem jeszcze potężniejszym niż ten, którego Mesjasz dokonuje wydobywając martwego Łazarza z grobu, gdzie przebywał od czterech dni.

W całym wydarzeniu zmartwychwskrzeszenia Łazarza uderza, niemal na każdym kroku, niezwykłość i głębia przyjaźni łączącej go z Jezusem. Chrystus, można powiedzieć, specjalnie czeka z przybyciem do Betanii, aż Łazarz umrze, by poprzez potężny cud, właśnie z jego udziałem, objawić chwałę Bożą, umocnić wiarę ludzi dobrej woli w Mesjasza, obdarowując ich nieśmiertelną nadzieją. Łazarz na wezwanie Jezusa, o własnych siłach wychodzi z pieczary, w której spoczywał martwy od kilku dni. Kiedy odwinięto twarz Łazarza i kiedy już może patrzeć, nim spojrzy na siostry, kieruje swe spojrzenie ku Jezusowi. Zapomina o wszystkim i patrzy na swego Jezusa, daleki od wszystkiego, co się dzieje. Na bladych wargach ma miłosny uśmiech, a w oczach błyszczy promienna łza. Jezus też się do niego uśmiecha i w Jego oku też błyszczy łza, lecz nic nie mówiąc, kieruje wzrok Łazarza ku niebu. Łazarz pojmuje i porusza wargami w niemej modlitwie – odnotuje w opisie swej wizji Valtorta.

Chrystus, odnosząc się do wydarzenia wskrzeszenia, powie mistyczce: Mogłem zadziałać w porę, aby zapobiec śmierci Łazarza. Nie chciałem tego uczynić. Wiedziałem, że to wskrzeszenie będzie bronią obosieczną, bo nawrócę żydów, których myśl była prawa, lecz uczynię bardziej zawziętymi tych, których myśl nie była prawa. Od nich, po tym ostatnim ciosie Mojej potęgi, przyjdzie na Mnie wyrok śmierci. Ale po to przyszedłem i teraz dojrzała godzina, aby to się dokonało. Mogłem także przybyć od razu. Ale musiałem przekonać przez wskrzeszenie – pomimo już zaawansowanego zepsucia ciała – niewierzących najbardziej upartych. Nawet Moich apostołów, którzy – powołani do zaniesienia Wiary światu – potrzebowali podtrzymania swej wiary cudami o wyjątkowej wielkości. (…) Wskrzeszenie pogrzebanego przed czterema dniami i złożonego w grobie po chorobie długiej, przewlekłej, odrażającej, znanej, nie było czymś, co mogło pozostawić obojętnym ani tym bardziej niepewnym. Gdybym go uzdrowił, kiedy żył, lub gdybym tchnął w niego ducha zaraz kiedy go wyzionął, kąśliwość nieprzyjaciół mogłaby stworzyć wątpliwości co do istoty cudu. Ale odór zwłok, zgnilizna na opaskach, długi pobyt w grobie, nie pozostawiały wątpliwości. I cud cudów, chciałem, aby Łazarza rozwiązano i oczyszczono w obecności wszystkich, aby ujrzano, że nie tylko życie, ale i doskonałość członków powróciła tam, skąd wcześniej owrzodzone ciało rozszerzyło we krwi zarodki śmierci. Kiedy wyświadczam łaskę, daję zawsze więcej niż to, o co Mnie prosicie. Łazarz więc, niczym nowy Hiob, traci wszystko, aby zyskać jeszcze więcej. Zostaje nie tylko wskrzeszony do życia, ale i uzdrowiony z nękającej go przedtem przez lata uporczywej, ciężkiej choroby. Dla wydobytego z ciemności grobu, odrodzonego w świetle łaski Łazarza, istnieje już tylko Bóg. Jego jedynym celem i bogactwem na ziemi jest tylko Jezus i przyjaźń z Nim. Zachwycająca jest głębia tej niezwykłej przyjaźni. To właśnie Łazarzowi, po ostatniej uczcie w Betanii, na kilka dni przed swą Męką, Chrystus powierza tajemnicę wydarzeń, w obliczu których stoi, polecając jego opiece apostołów i uczniów oraz Jezusowe przebaczenie dla nich, po tym, jak uciekną, zostawiając Go samego. Scena ta, ukazana Valtorcie, ukazująca jak wielką miłością i zaufaniem darzył Jezus Łazarza, jest wyjątkowo poruszająca, a zarazem nader godna tego, by przytoczyć istotny jej fragment.

– Łazarzu, Mój przyjacielu, chcę ci powierzyć pewną prawdę. Nikt – z wyjątkiem Mojej Matki i jednego z Moich [apostołów] – jej nie zna. Moja Matka – bo Ona zna wszystko. Jeden [z Moich] – gdyż ma w tym współudział. Pozostałym przekazywałem ją w ciągu tych trzech lat, w czasie których są ze Mną, wiele, wiele razy. Ale ich miłość działała jak środek usuwający wszelki smutek, jak osłona przed głoszoną prawdą (…). Tobie jednak chcę to powiedzieć. (…) Nie wątpię w twoją miłość. Do tego stopnia w nią nie wątpię, że powierzam jej i przekazuję Moją wolę… (…) Łazarzu, przyjacielu Mój, czy wiesz, co się dzieje w tej chwili, gdy jesteś przy Mnie, w przyjaźni wiernej, którą Mi ofiarowałeś od pierwszej chwili i która nigdy się nie zmieniła z żadnego powodu? Pewien człowiek, razem z innymi ludźmi, właśnie umawia się o cenę za Baranka. Czy wiesz, jak się nazywa ten Baranek? Jego imię to: Jezus z Nazaretu. (…) Teraz posłuchaj, Łazarzu, wierny przyjacielu. Proszę cię o sprawienie Mi pewnej radości. Nigdy Mi niczego nie odmówiłeś. Twoja miłość była bardzo wielka i – nie uchybiając nigdy szacunkowi – była zawsze aktywna u Mego boku, poprzez tysiące form pomocy, poprzez jakże przezorne formy pomocy i mądre rady. Zawsze je przyjmowałem, bo widziałem w twoim sercu prawdziwe pragnienie Mojego dobra.

– O, Panie mój! Było to moją radością zajmować się Tobą! Co teraz zrobię, gdy nie będę już musiał troszczyć się o Ciebie, mój Nauczycielu i Panie? Za mało, zbyt mało pozwoliłeś Mi zrobić! Moje zobowiązanie wobec Ciebie – który przywróciłeś Marię mojej miłości i czci, a mnie życiu – jest takie, że… O, dlaczego przywróciłeś mnie do życia, aby kazać mi przeżywać tę godzinę? Już całą grozę śmierci i cały niepokój ducha kuszonego strachem przez szatana w chwili stawiania się przed Sędzią Odwiecznym przeszedłem, a była to ciemność… Co Ci jest, Jezu? Dlaczego drżysz i stajesz się jeszcze bledszy, niż byłeś? Twoje oblicze jest bledsze od tej śnieżnej róży, która usycha w świetle księżyca. O, Nauczycielu! Wydaje się, że krew i życie Cię opuszcza… O, Nauczycielu! Płaczesz?! Wiem, że płakałeś przed moim grobem, gdyż mnie kochałeś. Ale teraz… Znowu płaczesz. Cały jesteś zimny… Ręce masz zimne jak ktoś umarły… Cierpisz… Tak bardzo cierpisz!…

– Jestem Człowiekiem, Łazarzu. Nie tylko Bogiem. Mam ludzką wrażliwość i uczucia. I dusza Mi się napełnia udręką, gdy myślę o Matce… Powiadam ci, potworne stało się Moje udręczenie znoszenia bliskości Zdrajcy, szatańskiej nienawiści całego świata, głuchoty tych, którzy – jeśli nawet nie nienawidzą – to przecież nie potrafią kochać aktywnie… Kochać aktywnie to dążyć do tego, aby stać się takim, jakim chce mieć kogoś ukochana osoba i jak ona naucza… A tymczasem tutaj!… Tak, wielu Mnie kocha… Ale pozostali “sobą”. Nie przyjęli nowego “ja” z miłości do Mnie. Czy wiesz, kto potrafił pośród Moich najbliższych przemienić Swą naturę, aby stać się “Chrystusowym”, takim jakim Chrystus pragnie? Jedna istota: twoja siostra Maria. Ona odeszła od całkowitego zezwierzęcenia i zepsucia, aby dojść do duchowości anielskiej. A to jedynie dzięki sile miłości.

– Ty ją wyzwoliłeś.

– Wszystkich ocaliłem przez słowo. Ale tylko ona przemieniła się całkowicie dzięki działaniu miłości. Powiedziałem: tak straszliwe jest Moje cierpienie z powodu tego wszystkiego, że tęsknię jedynie za tym, by wszystko się dokonało. Moje siły uginają się… Krzyż będzie mniej uciążliwy niż ta udręka ducha i uczucia…

– Krzyż?! Nieee! O, nie! Jest zbyt okrutny! Jest zbyt hańbiący! Nie!

Łazarz – który trzymał od jakiegoś czasu lodowate ręce Jezusa, stojąc przez swoim Nauczycielem – pozostawia Go i osuwa się na kamienną ławę, znajdującą się blisko Pana. Zakrywa oblicze rękami i rozpaczliwie płacze. Jezus zbliża się do niego. Kładzie mu rękę na plecach wstrząsanych od płaczu i mówi:

– I cóż? Czyż Ja, który umieram, mam pocieszać ciebie, który żyjesz? Przyjacielu, potrzebuję sił i pomocy. Proszę cię o to. Tylko ty możesz Mi tego udzielić. Inni… Lepiej… żeby nic nie wiedzieli. Bo gdyby wiedzieli… Popłynęłaby krew. A Ja nie chcę, by baranki stały się wilkami, nawet z miłości do Niewinnego. (…) Nie potrafiłem już dłużej zachowywać dla siebie Mojej tajemnicy. Patrzyłem dokoła, szukając przyjaciela szczerego i pewnego. Spotkałem twoje wierne spojrzenie. Rzekłem: “[Powierzę ją] Łazarzowi”. Ja, kiedy miałeś kamień na sercu, szanowałem twą tajemnicę i broniłem jej nawet przed naturalną ciekawością serca. Proszę cię o taki sam szacunek wobec Mojej tajemnicy. Potem… po Mojej śmierci powiesz o niej. Przekażesz tę rozmowę. Aby stało się wiadome, że Jezus szedł świadomie na śmierć i nie były Mu tajne żadne łączące się z nią udręki: to co dotyczyło osób i Jego losu. Aby wiedziano, że chociaż jeszcze mógł się ocalić, nie chciał tego, bo Jego miłość do ludzi pragnęła gorąco tylko dopełnić ofiary dla nich.

– O, ocal Siebie, Nauczycielu! Ocal się! Mogę Ci ułatwić ucieczkę jeszcze tej nocy. Niegdyś uciekłeś przecież do Egiptu. Uciekaj i teraz. Chodź! Weźmiemy ze sobą Maryję, siostry i pójdziemy. Żadne z moich bogactw nie wiąże mnie, wiedz o tym. Bogactwem moim, Marii i Marty jesteś Ty. Chodźmy.

– Łazarzu, wtedy uciekłem, bo nie nadeszła jeszcze godzina. Teraz jest godzina. Pozostaję więc.

– Zatem pójdę z Tobą, nie zostawię Cię.

– Nie. Ty tu zostań (…). Zauważ, że od nikogo innego nie przyjąłem tyle, ile od przyjaciół z Betanii. To było też jednym z zarzutów, który wiele razy Mi postawiono. Ale Ja, Człowiek, znajdowałem tu, pośród was, tyle pociech we wszystkich Moich ludzkich goryczach. W Nazarecie był Bóg, który radował się przy Jedynej rozkoszy Bożej. Tu był Człowiek. Przed śmiercią dziękuję ci, przyjacielu wierny, pełen miłości, szlachetny, troskliwy, powściągliwy, mądry, dyskretny i prawy. Dziękuję ci za wszystko. Mój Ojciec później da ci nagrodę…

– Wszystko już otrzymałem wraz z Twoją miłością i z ocaleniem mojej Marii.

– O, nie! Wiele jeszcze musisz otrzymać. I otrzymasz. Posłuchaj. Nie popadaj w przygnębienie. Daj Mi swój rozum, abym mógł ci powiedzieć to, o co chcę cię jeszcze poprosić. Pozostaniesz tu i będziesz czekał… Bo nie chcę, abyś uległ zepsuciu jak wszyscy mężczyźni. Jerozolima w przyszłych dniach zostanie zepsuta tak, jak psuje się powietrze wokół gnijącej padliny, która niespodziewanie umarła, zgnieciona piętą jakiegoś przechodnia. [To powietrze] jest skażone i zakażające. Wyziewy tej padliny doprowadzą do szaleństwa nawet mniej okrutnych, nawet samych Moich uczniów. Uciekną. I dokąd się udadzą w przerażeniu? Do Łazarza. Ileż razy w ciągu tych trzech lat przychodzili, aby szukać chleba, posłania, obrony, schronienia i Nauczyciela!… Teraz powrócą. Jak owce rozproszone przez wilka, który porwał pasterza, pobiegną do owczarni. Zgromadź je. Dodaj im odwagi. Powiedz im, że im przebaczam. Powierzam ci Moje przebaczenie dla nich. Nie zaznają pokoju dlatego, że uciekną. Powiedz im, żeby nie popadali w jeszcze większy grzech z powodu braku wiary w Moje przebaczenie. (…) Przyjmiesz uczniów, dodasz im otuchy. Umocnisz ich, aby odzyskali pokój. Ja jestem Pokojem. I także potem… Potem im pomożesz. Betania będzie zawsze Betanią, dopóki Nienawiść nie wedrze się do tego ogniska miłości – w przekonaniu, że rozproszyła jego płomienie. Tymczasem rozszerzy je tylko, aby zapalił się cały świat. Błogosławię cię, Łazarzu, za wszystko, co uczyniłeś, i za wszystko, co zrobisz.

Łazarz, który zawsze doskonale stara się wypełnić wolę swego Jezusa, podejmuje ten ciężki krzyż posłuszeństwa, pozostając w Betanii na czas wydarzeń Męki Chrystusa i nie mogąc nieść Mu pomocy. Naraża się tym na niesprawiedliwe zarzuty, płynące nawet z grona uczniów Jezusa, o brak gorliwości w bronieniu Go, w tym trudnym czasie. Przyjmuje to mężnie, niezachwiany w swym posłuszeństwie woli Bożej i cierpi. Potem, już po wywyższeniu na krzyżu Syna Człowieczego, gromadzi rozproszonych, zrozpaczonych, wystraszonych tym, co się stało, apostołów. Umacnia ich, przekazuje im, powierzone mu przez Chrystusa przebaczenie dla nich. I doświadcza też wielkiej nagrody za wierność. To właśnie jemu, jako jednemu z pierwszych ukazuje się Zmartwychwstały:

– Wszystko się dokonało, Łazarzu. Przyszedłem ci podziękować, wierny przyjacielu. Przyszedłem ci polecić, żebyś powiedział braciom: niech zaraz idą do Wieczernika. Ty – a będzie to kolejna ofiara ponoszona z miłości do Mnie, przyjacielu – na razie tu zostaniesz… Wiem, że to sprawi ci ból. Ale wiem, że jesteś wielkoduszny. Maria, twoja siostra, otrzymała już pociechę, bo widziałem ją i ona Mnie widziała.

– Już nie cierpisz, Panie. To jest zapłatą za wszystkie moje ofiary. Cierpiałem wiedząc, że Ty doznajesz bólu… a nie byłem z Tobą…

– O, byłeś tam! Twój duch był u stóp Mojego Krzyża, był w ciemnościach Mojego grobu. Przed wszystkimi, którzy Mnie umiłowali bez reszty, wzywałeś Mnie, abym powrócił z tych głębokości, w których przebywałem. Teraz powiedziałem do ciebie: „Przyjdź, Łazarzu” – tak jak w dniu twojego wskrzeszenia. Ale to ty od wielu godzin mówiłeś mi: „Przyjdź!”. Przyszedłem więc i wezwałem cię, aby z kolei ciebie wydobyć z głębin twojej boleści. Idź! Daję ci pokój i błogosławieństwo, Łazarzu, wierz w Moją miłość. Jeszcze powrócę.

Łazarz wciąż klęczy, nie mając odwagi się poruszyć. Majestat Pana, choć złagodzony przez miłość, jest tak wielki, że paraliżuje zwykły sposób zachowania się Łazarza. Jezus zaś, zanim zniknie w wirze światła, które Go wchłania, czyni krok i dotyka lekko dłonią jego wiernego czoła. Wtedy Łazarz budzi się ze szczęśliwego oszołomienia. Zrywa się i biegnie szybko do towarzyszy, z blaskiem radości w oczach i z czołem jaśniejącym po dotknięciu przez Chrystusa. Woła: «Bracia! On zmartwychwstał! Zawołał mnie! Poszedłem! Widziałem Go! Mówił do mnie. Kazał mi powiedzieć wam, że macie zaraz iść do Wieczernika. Idźcie! Idźcie! Ja zostaję, bo On tak chce. Ale radość moja jest pełna…

Łazarz płacze z radości, przynaglając równocześnie apostołów, by poszli pierwsi tam, gdzie On im poleca.

Po Zmartwychwstaniu Łazarz przekazuje wszystkie swoje dobra, na rzecz rodzącej się wspólnoty pierwszych chrześcijan. Ogród Getsemani podarowuje Maryi, a należący do niego Wieczernik staje się odtąd miejscem, w którym wyznawcy Jezusa spotykają się na łamaniu chleba. Później jednak Łazarz zostaje wyzuty przez Żydów ze wszystkich swych majętności i poddany prześladowaniom z powodu wiary w Chrystusa. Ale ten, dla którego jedynym bogactwem był Bóg, który przywrócił mu życie i oczyścił z wszelkiego przywiązania do świata, odważnie trwał w niezłomnej wierności Panu. Łazarz, paradoksalnie, był bowiem człowiekiem pierwszego błogosławieństwa, człowiekiem ubogim w duchu. Chrystus powiedział o nim kiedyś: Łazarz jest wyjątkiem pośród bogatych. Łazarz doszedł do cnoty bardzo trudnej do znalezienia na ziemi, a jeszcze trudniejszej do praktykowania i nauczenia jej drugiego. To cnota ‘wolności w bogactwach’. Łazarz jest ‘bogatym-ubogim’. A zarazem ubogim-bogatym.

Wreszcie skazany przez prześladowców na wygnanie i wsadzony, wraz z siostrami Marią Magdaleną i Martą na statek bez steru, po wielu miesiącach tułaczki przybył – jak głosi zachodnia tradycja – do Marsylii, której został później pierwszym biskupem. Jego relikwie znajdują się we francuskim Autun. Nieco zapomniany dziś święty Łazarz, już w IV wieku upamiętniany był uroczystą, wielkopostną procesją prowadzącą z Jerozolimy do Betanii (funkcjonującej wówczas pod nazwą Lazarium), która miała uczcić cud jego wskrzeszenia.

Wspaniale się składa, że niemal na finiszu adwentowej drogi, gdy od świętowania przyjścia na świat Zbawiciela w tajemnicy Jego ogołocenia w ubóstwie, dzieli nas zaledwie kilka dni, towarzyszy nam i wspiera nas swą obecnością wielki przyjaciel Boga, ubogi w duchu św. Łazarz, którego jedynym bogactwem był Chrystus.

Historia św. Łazarza z Betanii, to historia pięknej przyjaźni człowieka z Bogiem, którą każdy z nas powinien starać się urzeczywistnić w swoim życiu.

Tekst zaczerpnięty z portalu Fronda.pl św. Łazarz – wielki przyjaciel Boga

„Agnieszka Czeska opiekuje się chorym”, obraz Mistrza ołtarza krzyżackiego, 1482.

„Chrystus jest zwierciadłem bez skazy. Wpatruj się w nie…” – z listu do św. Agnieszki.

Św. Agnieszka Czeska, zwana także Agnieszką z Pragi, urodziła się w 1205, albo w 1207 albo nawet w 1211 roku (źródła nie są zgodne co do daty, ale najczęściej przyjmowaną jest 1205). Przyszła na świat w 1205 r. jako trzynasta córka króla Czech Przemysława Ottokara I oraz siostry króla węgierskiego, Konstancji. Głównym zadaniem księżniczek było korzystne dynastycznie zamążpójście. Dlatego gdy miała 3 lata, postanowiono wydać ją za syna Henryka Brodatego i św. Jadwigi – Bolesława. W 1216 r. wyjeżdża razem ze starszą siostrą Anną do Trzebnicy na dwór polskiego księcia. Można przypuszczać, że poddanie jej opiece św. Jadwigi było pożyteczne dla jej późniejszego życia duchowego.
Jednak dwóch synów Henryka Brodatego umarło młodo, a trzeci poślubił siostrę Agnieszki – Annę. Wtedy Agnieszka powróciła do domu, a rękę jej obiecano synowi cesarza rzymskiego Fryderyka II – Henrykowi. Jednak i z tych planów nic nie wyszło. Księżniczce pozostawiono swobodę decyzji co do dalszego życia. Wtedy oddała się praktyce życia chrześcijańskiego i ćwiczeniom ascetycznym. Dokończyła fundację swojego brata Wacława I dla franciszkanów. Kiedy od braci dowiedziała się o św. Franciszku z Asyżu i jego duchowej siostrze, św. Klarze, zapragnęła żyć tak jak oni, praktykując franciszkańskie ubóstwo. Przez długie lata korespondowała ze św. Klarą i z ówczesnym papieżem. Głęboka korespondencyjna przyjaźń Agnieszki i Klary trwała blisko dwadzieścia lat. W jednym z listów do swojej czeskiej przyjaciółki św. Klara porównuje Chrystusa do zwierciadła i radzi:„W to zwierciadło co dzień wpatruj się, o królowo, oblubienico Jezusa Chrystusa, i ciągle w nim twarz swoją oglądaj… W tym zaś zwierciadle jaśnieje błogosławione ubóstwo, święta pokora i niewymowna miłość, jak to z łaską Bożą będziesz mogła w nim całym oglądać”.

Jednak polityczne plany małżeńskie dotyczące Agnieszki znowu ożyły. O jej rękę zaczął się starać sam cesarz Fryderyk II, były też plany poślubienia Henryka II Angielskiego. Jednak Agnieszka nie zamierzała zmieniać swoich planów życiowych. Po interwencji papieża Grzegorza IX i rezygnacji Agnieszki z praw do korony, mogła oddać się ascetycznemu, a potem zakonnemu trybowi życia.
W 1233 r. Agnieszka ufundowała w Pradze na ziemi podarowanej przez brata, Wacława I, szpital im. św. Franciszka, przy którym pomogła też utworzyć wspólnotę Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą (CRSCr) posługującą biednym, chorym i pielgrzymom, a która w 1237 r. otrzymała od papieża Grzegorza IX prawa zakonne. W tym samym roku ufundowała też klasztor klarysek, w którym w następnym roku, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego złożyła śluby czystości, ubóstwa oraz posłuszeństwa. Święta Klara pouczała Agnieszkę, jak ma realizować swoje śluby zakonne, nade wszystko ubóstwo. Pisała o nim: „O błogosławione ubóstwo, które swym miłośnikom gotuje wieczne skarby! O święte ubóstwo, oto tym, co są ubodzy i o nie się ubiegają, obiecał Bóg królestwo niebieskie, wieczną wspaniałość i błogosławione życie. O pobożne ubóstwo, które raczył objąć najpierw Pan nasz Jezus Chrystus, władca nieba i ziemi. Uniżony, żyjący w niedostatku, ubogi chciał się ukazać wśród ludzi, którzy byli w ostatecznym ubóstwie i nędzy, a których obdarzyć niebieskimi darami zamierzał” (J.W. Rosłon).  Jej decyzja stała się głośna w całej ówczesnej Europie, a ufundowany przez nią klasztor stał się ośrodkiem odnowy religijnej, promieniującym na całą Europę Środkową. Św. Agnieszka odznaczała się wielką pokorą. Oto skoro papież Grzegorz IX mianował ją opatką klasztoru, Agnieszka zadowoliła się tylko tytułem przeoryszy. Znana też była mądrość czeskiej klaryski. Stąd też Agnieszka spełniła kilka misji mediacyjnych. Cieszyła się też darem prorokowania i przenikania serc (H. Fros, F. Sowa). Św. Agnieszka praktykowała prawdziwie franciszkańskie ubóstwo. Wszystkie swoje dobra przeznaczyła na budowanie kościołów, wspieranie klasztorów i różne akcje charytatywne. W swoim długim życiu przyjęła wiele chorób i cierpień, które z miłości do Boga ofiarowała Jemu. Uczynki miłosierne spełniała wobec wszystkich potrzebujących bez względu na ich pochodzenie, przekonania czy sposób myślenia. Z pełną ufnością przyjmowała wszystko, co Bóg jej zsyłał, mając świadomość, że wszystko przemija, a jedynie Boża prawda trwa na wieki. Jednocześnie też służyła duchową pomocą młodym ludziom, którzy pragnęli służyć Bogu poprzez życie zakonne.

Św. Agnieszka z Pragi zmarła 2 lub 6 marca 1282 r. Kult jej zaczął się rozprzestrzeniać tuż po śmierci, dokonało się też za jej przyczyną wiele cudów, nie wystarczyły one jednak wówczas do kanonizacji. Być może przeszkodził temu szerzący się w Czechach husytyzm i józefinizm, które wpłynęły na szybkie przygaśnięcie kultu księżnej. Ostatecznie dopiero w 1874 r. papież Pius IX, który podczas swej pracy w mediolańskiej Ambrozianie przyczynił się do odszukania rozproszonych źródeł, zatwierdził jej kult, co było równoznaczne z beatyfikacją. Podjęto starania o kanonizację, które przerwała druga wojna światowa. Dopiero 12 listopada 1989 r. – papież Jan Paweł II kanonizował Agnieszkę Czeską razem z Bratem Albertem Chmielowskim, podkreślając, że oboje, idąc śladami świętego Biedaczyny z Asyżu, kroczyli drogą całkowitego ubóstwa i służby najbiedniejszym.

Św. Agnieszka Czeska przedstawiana jest zazwyczaj jako opatka w koronie na głowie, gdy opiekuje się biednymi. Imię Agnieszka niektórzy wywodzą od greckiego słowa agné – „czysta, dziewicza”, inni zaś od łacińskiego agnus – „baranek”. Dziś uchodzi za patronkę czeskiej, aksamitnej rewolucji 1989 roku. W niecały, bowiem tydzień po jej kanonizacji, w Czechach upadł komunizm…

Liturgiczny obchód ku czci św. Agnieszki z Pragi przypada na dzień 6 marca. Niech św. Agnieszka będzie dla nas przykładem wiernej służby Chrystusowi w najuboższych, oczekujących na nasze dobre słowo, czyny i dar modlitwy.

Modlitwa

„Boże, Ty przez wyrzeczenie się ziemskich radości na dworze królewskim i pokorne przyjęcie krzyża wprowadziłeś świętą Agnieszkę, dziewicę, na drogę doskonałości; za jej przykładem spraw, abyśmy odrywali nasze serca od marności doczesnych i dążyli do osiągnięcia skarbów niebieskich”.

Tekst zaczerpnięto z:
http://biblia-swieci.pl/agnieszka6.html;  http://www.opoka.org.pl;
http://kosciol.wiara.pl/doc/490718.Patronka-aksamitnej-rewolucji-sw-Agnieszka-Czeska/2

oraz

Przewodnika onomastyczno – hagiograficznego „TWOJE IMIĘ”, Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy w Krakowie, autorstwa: Henryka Frosa SI i Franciszka Sowy

Bazyli urodził się w rodzinie zamożnej i głęboko religijnej w Cezarei Kapadockiej (obecnie Kayseri w środkowej Turcji) w 329 r. Wszyscy członkowie jego rodziny dostąpili chwały ołtarzy: św. Makryna – jego babka, św. Bazyli i Emelia (Emilia) – rodzice, jego bracia – św. Grzegorz z Nyssy i św. Piotr z Sebasty, oraz siostra – św. Makryna Młodsza. Jest to wyjątkowy fakt w dziejach Kościoła.
Ojciec Bazylego był retorem. Jako taki miał prawo prowadzić własną szkołę. Młody Bazyli uczęszczał do tej szkoły, a następnie udał się na dalsze studia do Konstantynopola i Aten. Tu spotkał się ze św. Grzegorzem z Nazjanzu, z którym odtąd pozostawał w dozgonnej przyjaźni. W ławie szkolnej zasiadał z nimi także Julian, późniejszy cesarz rzymski (panował w latach 361-363, przez potomnych nazwany Apostatą ze względu na powrót do kultów pogańskich). W 356 r. Bazyli objął katedrę retoryki w Cezarei po swoim zmarłym ojcu. Tu przyjął chrzest w roku 358, mając 29 lat. Taki bowiem był wówczas zwyczaj, że chrzest przyjmowano w wieku dorosłym, w pełni rozeznania obowiązków chrześcijańskich.
Przeżycia po śmierci brata poważnie wpłynęły na jego życie. W latach 357-359 odbył wielką podróż po ośrodkach życia pustelniczego i mniszego na Wschodzie: Egipcie, Palestynie, Syrii i Mezopotamii. Po powrocie postanowił poświęcić się życiu zakonnemu: rozdał swoją majętność ubogim i założył pustelnię w Neocezarei (obecnie Niksar w Turcji) nad brzegami rzeki Iris. Niebawem przyłączył się do niego św. Grzegorz z Nazjanzu. Razem sporządzili wówczas zestaw najcenniejszych fragmentów pism Orygenesa (Filokalia). Tam również Bazyli zaczął pisać swoje Moralia i zarys Asceticon, czyli przyszłej reguły bazyliańskiej, która miała ogromne znaczenie dla rozwoju wspólnotowej formy życia zakonnego na Wschodzie.
Bazyli jest jednym z głównych kodyfikatorów życia zakonnego zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie chrześcijaństwa (miał ogromny wpływ na św. Benedykta z Nursji). Ideałem życia monastycznego Bazylego była braterska wspólnota, która poświęca się ascezie, medytacji oraz służy Kościołowi zarówno poprzez naukę wiary (poznawanie tajemnic Objawienia i obronę przeciw herezjom), jak i w działalności duszpasterskiej i charytatywnej.
W 360 roku Bazyli wziął udział w synodzie, który odbył się w Konstantynopolu, a w dwa lata potem był świadkiem śmierci metropolity Cezarei Kapadockiej, Dioniusa. Jego następca, Euzebiusz, udzielił mu w 364 r. święceń kapłańskich. Po śmierci tegoż metropolity Bazyli został wybrany jego następcą (370). Jako arcybiskup Cezarei wykazał talent męża stanu, wyróżniał się także jako doskonały administrator i duszpasterz, dbały o dobro swojej owczarni. Bronił jej też niezmordowanie żywym słowem i pismem przed skażeniem herezji ariańskiej. Rozwinął w swojej diecezji szeroką działalność dobroczynną, budując na przedmieściach Cezarei kompleks budynków na potrzeby biednych i podróżujących (tzw. Bazyliada). Był człowiekiem szerokiej wiedzy, znakomitym mówcą, pracowitym i miłosiernym pasterzem.
Zmarł 1 stycznia 379 r. Jego relikwie przeniesiono wkrótce do Konstantynopola wraz z relikwiami św. Grzegorza z Nazjanzu i św. Jana Chryzostoma. Obecnie znajdują się one w Bruges (Belgia), przewiezione tam przez Roberta II Jerozolimskiego (1065-1111), hrabiego Flandrii, uczestnika wypraw krzyżowych. Część relikwii znajduje się we Włoszech: głowa w Amalfi koło Neapolu, a ramię w kościele S. Giorgio dei Greci w Wenecji.
Św. Bazyli razem z pozostałymi ojcami kapadockimi (Grzegorzem z Nazjanzu i Grzegorzem z Nyssy) gorliwie zwalczał herezję ariańską i ustalił treść dogmatu o Trójcy Świętej („jedna natura, trzy hipostazy” – jeden Bóg w trzech Osobach). Pozostawił bogatą spuściznę literacką: szereg pism dogmatyczno-ascetycznych, homilii i 350 listów. Poprzez swój Asceticon stał się ojcem i prawodawcą monastycyzmu wschodniego. Jest twórcą liturgii wschodniej (tzw. bizantyńskiej). W Kościele Wschodnim doznaje czci jako jeden z czterech wielkich Ojców Kościoła. Na 1600-lecie śmierci św. Bazylego w dniu 2 stycznia 1980 roku papież Jan Paweł II ogłosił list apostolski Patres Ecclesiae. Bazyli jest patronem bazylianów i sióstr św. Krzyża.
W ikonografii św. Bazyli przedstawiany jest jako biskup w pontyfikalnych szatach rytu łacińskiego, a także ortodoksyjnego, jako mnich w benedyktyńskiej kukulli, eremita. Ma krótkie, czarne, przyprószone siwizną włosy, długą, szpiczastą brodę, wysokie czoło i garbaty nos. W lewej ręce trzyma Ewangelię, prawą błogosławi lub przytrzymuje Świętą Księgę. Jego atrybutami są: czaszka, gołąb nad głową, księga, model kościoła, paliusz, rylec.

„Wobec Boga stwierdzam, że pomimo jej czynnego życia rzadko spotykałem niewiastę, która by w tak wysokim stopniu obdarzona była darem kontemplacji. Niektórzy zakonnicy i zakonnice zauważali często, iż kiedy powracała z modlitewnego odosobnienia, jej twarz jaśniała niezwykle, a oczy błyszczały jakby promieniami słońca”. Tak o świętej Elżbiecie Węgierskiej pisał w jednym z listów jej kierownik duchowy Konrad z Marburga.

Święta Elżbieta (1207-1231) pochodziła z królewskiego rodu węgierskiego. Była córką króla Węgier Andrzeja II (1205 – 1235) i Gertrudy von Andechs – Meran (+1213), siostry św. Jadwigi Śląskiej. Urodziła się w 1207 r.(1) jako trzecie z kolei dziecko królewskiej pary. W 1211 r., będąc zaledwie czteroletnim dzieckiem, została zaręczona z synem Hermana, landgrafa Turyngii i przybyła na zamek książęcy w Wartburgu. Zgodnie ze średniowiecznym zwyczajem, jako przyszła małżonka landgrafa Turyngii, wzrastała i wychowywała się w kraju, którym w przyszłości miała władać. Tam też otrzymała staranne wykształcenie, które wpoiło w nią umiłowanie Boga i uwrażliwiło jej serce na potrzeby bliźnich.

Postawa młodej książęcej narzeczonej, nadzwyczaj pobożnej i często zamyślonej podczas dworskich zabaw, budziła nierzadko ironię i niechęć dumnych dworzan. Wobec zmiennej sytuacji politycznej, po śmierci landgrafa Hermana, powzięto na dworze zamiar odesłania jej na Węgry. Przeciwstawił się temu syn landgrafa, książę Ludwik, szczerze kochający Elżbietę, którą uroczyście poślubił w 1221 r. Małżeństwo okazało się nader szczęśliwe. Ludwik był również człowiekiem o głębokim życiu wewnętrznym. Żyjąc u jego boku Elżbieta mogła w pełni oddawać się dziełom miłosierdzia, brać udział w licznych nabożeństwach i przestrzegać przepisanych postów. W 1227 r. Ludwik wyruszył wraz z wojskami cesarza na wyprawę krzyżową, podczas której zmarł. Elżbieta została wdową z trojgiem dzieci, mając zaledwie 20 lat. Wkrótce po śmierci męża opuściła zamek w Wartburgu. Próbowano ją nakłonić do małżeństwa z cesarzem Fryderykiem II, jednak Elżbieta widziała inny cel w swoim życiu. Ufundowawszy szpital w Marburgu oddała się ofiarnej posłudze chorym i ubogim. Chcąc utrzymać ścisłą łączność z Bogiem, z właściwą średniowieczu pasją, stosowała ostrą ascezę pokutną. Zmarła z wycieńczenia w nocy z 16 na 17 w listopada 24 roku życia 1231 r.
Elżbieta bardzo wcześnie zapoznała się z Zakonem św. Franciszka. Już w 1219 r. święty Zakonodawca wysłał 60 braci do Niemiec. Ze względu jednak na nieznajomość języka, musieli oni wkrótce bez sukcesu misyjnego powrócić do Włoch. Dwa lata później, w 1221 r., Bracia Mniejsi przybyli ponownie do Niemiec, tym razem jednak pod przewodnictwem brata Cezara von Speyer, uczonego niemieckiego. W r. 1223 zbudowali oni klasztor franciszkański w Halberstadt. Z czasem więzi między Elżbietą a rodziną franciszkańską coraz bardziej się umacniały. Brat Rodiger, który został jej spowiednikiem(2), troszczył się z pewnością o to, by zapoznać pobożną księżną z postacią i dziełem św. Franciszka. Nie ulega wątpliwości, że młoda landgrafini doskonale zrozumiała Franciszkowe orędzie. We Franciszku urzeczywistniała się ta forma życia, której ona wciąż szukała. Elżbieta przejęta dogłębnie opowieściami o Biedaczynie z Asyżu, miała zawołać: „To właśnie to, co zawsze miałam na myśli”. Za takim ideałem ubóstwa tęskniła. Postępowanie św. Franciszka stało się drogowskazem ukazującym jej wyraźnie jej własną drogę, której jej dusza zawsze poszukiwała. Elżbieta, od dzieciństwa przejawiająca oznaki intensywnej religijności i niezwykłego hojności wobec ubogich, przez wszystkie lata spędzone na dworze w Wartburgu oddawała się dziełom miłosierdzia. Szczególnie wielką akcję charytatywną rozwinęła w czasie głodu, który nawiedził Turyngię w latach 1225-1226. Żywe były dla niej słowa św. Franciszka: „Zginie wszystko, co ludzie zostawią na tym świecie, lecz za miłość i złożone jałmużny otrzymają nagrody od Pana”.(3)
Nie mogąc dostosować się do stylu życia panującego na zamku wartburskim, Elżbieta, po śmierci Ludwika, opuściła dwór książęcy podczas zimy 1228 r. Pierwszą noc spędziła „w wielkiej radości” w brudnej stajni w Eisenach. O północy udała się do kaplicy franciszkańskiej(4) pod wezwaniem św. Michała i prosiła Braci Mniejszych, by zaśpiewali Te Deum jako dziękczynienie za to, iż wreszcie stała się ubogą jak jej Chrystus.(5)
W 1228 r. złożyła Elżbieta na ręce swego duchowego kierownika, Konrada z Marburga (6), ślub wyrzeczenia się świata. Sam Konrad opisał to wydarzenie: „…Tego samego roku, w kaplicy którą uprzednio oddała Braciom Mniejszym, w Wielki Piątek, na obnażonym ołtarzu, Elżbieta położyła swe ręce zrzekając się rodziców, dzieci, własnej woli, wszelkiego przepychu świata oraz tego wszystkiego, co Zbawiciel w Ewangelii /Mt 19, 29/ radzi opuścić…”.(7) Ten akt zrzeczenia się przez córkę królewskiego roku wszelkiej własności podobny jest w swej wymowie do tego, który uczynił św. Franciszek, gdy w obecności biskupa wyrzekł się wszystkiego, także swego ojca, oddając mu nawet swoje ubranie.
Prawdopodobnie jeszcze w tym samym roku Elżbieta, jako pierwsza tercjarka w Niemczech, przyjęła habit franciszkański. Z sumy pieniężnej, którą otrzymała na podstawie umowy rodzinnej, część rozdała ubogim, a za resztę ufundowała szpital w Marburgu, dedykując go św. Franciszkowi. W tym samym roku osiedlają się w Marburgu także Bracia Mniejsi. Zakonne dokumenty historyczne potwierdzają, iż zbudowany przez Elżbietę szpital był jednym z pierwszych szpitali średniowiecza poświęconych Biedaczynie z Asyżu.
Ostatnie lata swego krótkiego życia św. Elżbieta spędziła w skrajnym wyrzeczeniu i ubóstwie. Szaro odziana i bosa nie różniła się od biedaków, którym posługiwała. Mnożyła działalność dobroczynną, podwajała modlitwy i umartwienia, bez reszty oddała się posłudze chorym i biednym. Wspomniany już wcześniej Konrad z Marburga w 1232 r. w liście do papieża Grzegorza IX napisał o swojej penitentce, iż „dwa razy dziennie, rano i wieczorem, wszystkich swych chorych osobiście odwiedzała, a tych spośród nich, którzy mieli szczególnie odrażający wygląd, sama pielęgnując, jednych karmiła, innym łoże zasłała, jeszcze innych na ręce swe brała i wiele innych uczynków miłosiernych pełniła”.(8)
Św. Elżbieta zmarła z wycieńczenia w nocy z 16 na 17 listopada 1231 r., mając zaledwie 24 lata. Wkrótce po śmierci rozpoczął się proces kanonizacyjny. Dnia 27 maja 1235 r. papież Grzegorz IX w Perugii uroczyście zaliczył Elżbietę w poczet świętych.
Życie św. Elżbiety było pełną realizacją ewangelicznej miłości Boga i człowieka. Ukochawszy ideały św. Franciszka z Asyżu, zachowała je w swoim sercu i niezachwianie praktykowała w całym życiu. Ta młoda landgrafini z Turyngii, która franciszkańską cnotą uświęciła małżeństwo, macierzyństwo, wdowieństwo, tron i wygnanie z zamku, szczęście miłości i cierpienie opuszczenia, przez stulecia wywiera swój pociągający wpływ i zachęca do naśladowania. Stała się jedną z najbardziej znanych świętych III Zakonu i jego główną patronką. Ta wielka postać katolickiego średniowiecza przez wieki przyświecała jako wzór poświęcenia i miłosierdzia tym, którzy z miłości ku Bogu pragnęli służyć bliźnim pełniąc dzieła miłości. Patronowała też wielu inicjatywom charytatywnym, zwłaszcza w XIX wieku, kiedy romantyzm ożywił i spotęgował jej kult. Od przeszło 160 lat ta znana Święta średniowiecza, córka św. Franciszka, patronuje również powstałemu w 1842 r. Zgromadzeniu Sióstr św. Elżbiety.

Modlitwa do św. Elżbiety

Wszechmogący Boże, dzięki Twojej łasce święta Elżbieta widziała i czciła Chrystusa w ubogich, za jej wstawiennictwem daj nam ducha miłości, abyśmy wytrwale służyli potrzebującym i cierpiącym. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków.

Kościół wspomina św.Elżbietę 17 listopada

Tekst zaczerpnięto z : http://www.selzbietanki.com

————————————————————————————————————————————————–

1. Dokładna data urodzin św. Elżbiety nie jest znana. Nie ma również pewności co do miejsca, w którym przyszła na świat (zamek w Sárospatak lub w Bratysławie).

2. Wzmianka o tym znajduje się w kronice Jordana v. Giano, w której czytamy: „Wtedy brat Cezar przyjął laika imieniem Rodiger, którego później uczyniono gwardianem w Halberrstadt. Brat Rodiger jako nauczyciel instruował błogosławioną Elżbietę w życiu wewnętrznym i przejął nad nią kierownictwo duchowe”.

3. Pisma św. Franciszka z Asyżu, Warszawa 1976, s. 59.

4. Franciszkanie przybyli do Eisenach w 1224 r. (względnie 1225 r.). W złożeniu klasztoru dopomogła im św. Elżbieta.

5. O wydarzeniu tym wspominały służebnice św. Elżbiety w wypowiedziach sporządzonych do przeprowadenia procesu kanonizacyjnego.

6. Po Rodigerze kierownikiem duchowym św. Elżbiety został inny franciszkanin, surowy i nieustępliwy Konrad z Marburga.

7. List Konrada z Marburga, spowiednika św. Elżbiety do papieża Grzegorza IX  z r. 1232.

8. Tamże

Św. Sofroniusz

żył ok. poł. VI w. – 638

W zdrowym ciele zdrowy duch – mówi starożytne porzekadło. W sposób szczególny spełnia się ono w żywotach świętych katolickich ascetów, którzy bynajmniej nie pielęgnują swych ciał, wręcz przeciwnie – karzą je, odmawiając podstawowych potrzeb, mimo to jednak zachowują nierzadko długowieczność, a z zapadłych oczodołów sędziwych twarzy spoglądają ku ludziom wszystkich wieków oczy bystre i pełne duchowego polotu. Takim był święty patriarcha Sofroniusz. Nawet jego imię zdaje się korespondować z przytoczonym powiedzeniem, pochodzi bowiem od greckich słów sōs (zdrowy) i phron (duch, umysł).
Święty urodził się w prastarym mieście Damaszku, gdzie zdobył wykształcenie i był przez jakiś czas nauczycielem retoryki. Nie zagrzał wszelako miejsca na owym świeckim stanowisku, gdyż pociągało go życie monastyczne. W poszukiwaniu ideału drogi zgodnej z wolą Bożą przewędrował kawałek świata – od Palestyny (Nowa Ławra i klasztor św. Teodozjusza w Betlejem), poprzez skupiska egipskich eremitów, aż do stolicy chrześcijaństwa w Wiecznym Mieście. Zasłynąwszy z cnót i wiedzy teologicznej, w roku 634 został wybrany patriarchą Jeruzalem.
Wiadomo, że każdy obrońca ortodoksji jest też czcicielem Tej, która zniweczyła wszystkie herezje – Najświętszej Bogurodzicy. Również Sofroniusz głosił jej niepowtarzalną godność w homiliach i pismach, a Niepokalana patronowała jego pasterskim rządom, sprawowanym wśród rozmaitych zaburzeń doktrynalnych, odciągających mnogie rzesze ludu od autentycznej wykładni depozytu apostolskiej Wiary.
Jednym z owych mącicieli umysłów był patriarcha konstantynopolitański Sergiusz, który, próbując zażegnać zaciekłe spory chrystologiczne stworzył doktrynę tyleż zbanalizowaną, co nielogiczną. Twierdził, wbrew nauce Kościoła, że Chrystus posiadał tylko jedną wolę, mianowicie boską – tak jakby nie był On prawdziwym Bogiem… i Człowiekiem. Poglądy te wpisywały się w zakres herezji monoteletyzmu, podobnej do błędu monofizyckiego (zakładającego jedną naturę we Wcielonym Bogu). Sergiusz zdołał pozyskać dla swego wymysłu patriarchę Aleksandrii i tak, dzięki połączeniu sił, doprowadził do napiętnowania Sofroniusza jako heretyka. Patriarcha Ziemi Świętej odpowiedział natomiast pracą imponującą – zbierając ponad pół tysiąca zdań z Ojców Kościoła, potwierdzających dwoistość woli w Chrystusie Panu.
Św. Sofroniusz zasłynął jako skuteczny zarządca diecezji i obrońca trzody (np. wypraszając po zajęciu Ziemi Świętej przez Arabów przyjazne traktowanie tamtejszych chrześcijan i ich miejsc kultu), a także jako pisarz, zostawiając po sobie utwory poetyckie (wiersze, pieśni i ody), pisane według klasycznych zasad wersyfikacyjnych, oraz hagiograficzne (m.in. Żywot św. Jana Jałmużnika iPochwała świętych męczenników Cyrusa i Jana). Zmarł pełen zasług na stolicy swego patriarchatu.
Franciszkanin o. dr Ignacy Kosmana w jednym ze swych kazań (zamieszczonym w miesięczniku Biblioteka kaznodziejska) zastanawia się nad fenomenem zapomnianych świętych Sofroniusza i jego rówieśnika Nicefora – warto przytoczyć jego opinię: „Wydaje się, że chrześcijanie zapomnieli o nich celowo. Sofroniusz i Nicefor byliby dziś niewygodnymi świadkami ortodoksji, dlatego zostali skazani na zapomnienie (…) Także obecnie roi się od herezji i błędnych opinii. Wczorajszy teolog i znany profesor nawołuje do reinterpretacji osoby Jezusa Chrystusa, nawołując, by jego uczniowie stali się ikonoklastami”. Z ikonoklazmem również zmagał się św. Sofroniusz.
Duchowny zwrócił uwagę na ciekawy (i niepokojący) paradoks – oto z jednej strony nazywamy się katolikami i czcimy świętych obrońców prawowierności żyjących setki lat temu, z drugiej zaś w imię modnej (i światowej) idei wszechpojednania odchodzimy od ich postawy bezwzględnego sprzeciwu wobec błędu religijnego (ważącego wszak na zbawieniu duszy). Warto zastanowić się przy okazji spotkania z dawnymi Świętymi nad motywami ich postępowania i przekonać się, że nie płynęły one z uwarunkowań historycznych, lecz z samego ducha Ewangelii, o której rzecze św. Paweł: „Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty!” (list do Galatan I, 8).

Kościół wspomina św. Sofroniusza patriarchę Jerozolimy 11 marca.
Filip Obara

Tekst zaczerpnięto z www.pch24.pl